[M1.1] Pierwszy dzień bez papierosa


Paliłem dopiero przez ok. 3 lata (albo aż) i muszę przyznać, że nie spodziewałem się iż może być mi aż tak ciężko. Nie wyobrażam sobie co czują osoby, które palą kilkanaście/kilkadziesiąt lat i słyszą nagle od lekarza: „papierosy albo życie”. Miałem ochotę zapalić od razu po wyjściu z domu ale nie miałem dużego problemu aby to przezwyciężyć. Najgorzej zaczęło się ok. 11.00 – zacząłem tworzyć wymówki dla samego siebie: „jeden na dzień to przecież tak jakbym rzucił”, a gdy głód się nasilał: „może dzisiaj jeszcze będę palił i zacznę stopniowo ograniczać?”. Ale miałem świadomość, że chociażby jeden buch to byłaby moja przegrana i to niemała. Pisanie bloga o samodoskonaleniu straciłoby sens gdybym sam odpadł po pierwszym dniu. Tak naprawdę najbardziej pomagał mi fakt, że jeżeli mi się uda, udowodnię wszystkim, że się mylili bo jestem w stanie się zmienić i nie są to już tylko puste słowa. Nieraz mówiłem, że od jutra rzucę i nawet w sam już w to nie wierzyłem. Teraz naprawdę tego pragnę ale jak powiedziałem wczoraj przyjaciółce, że czuję w sobie motywację i chęć do zmian, powiedziała: „i tak jutro ci to minie”. Jak widać już się pomyliła bo wytrzymałem cały dzień. Niby jest dopiero 21 ale musiałbym być naprawdę głupi aby złapać za fajka w przeciągu tych trzech godzin i go odpalić skoro już przetrwałem najtrudniejsze momenty tego dnia.
W niepaleniu pomogło mi także wyobrażenie tego co będę czuł wieczorem. Wiedziałem, że będę z siebie zadowolony jak dziś nie zapalę i muszę przyznać, że miałem rację. Gdybym zapalił, byłbym teraz na siebie naprawdę zły. Bo co dałby mi jeden papieros? Nic. Jedynie zabrałby wiarę w to, że mi się uda.
Ciężki moment miałem także podczas długiej przerwy w szkole – od pierwszej klasy nie zapaliłem na niej może tylko kilka razy. Zawsze jak się zaczynała, mówiłem „przerwa długa – czas na szluga”. Dzisiaj czułem się naprawdę dziwnie gdy te 20 minut przesiedziałem na korytarzu. W zasadzie to przez ten cały czas zastanawiałem się czy jednak nie wyjść na chociażby kilka buchów. Zostałem jednak w budynku i w tym czasie pobrałem sobie aplikację „rzuć palenie” na telefon. Pokazuje ona ile czasu już nie palisz, ile zaoszczędzasz pieniędzy, ile byś wypalił papierosów gdybyś nie rzucił oraz ilość dni, które byś stracił gdybyś nadal palił (nie wiem na jakiej zasadzie liczy te dni). I przyznaję, że taka aplikacja to niegłupia sprawa. Gdy po sprawdzianie z matematyki znajomy powiedział do mnie „jeśli rzucasz to chodź ze mną zapalić”, przed zapaleniem powstrzymała mnie myśl, że musiałbym zresetować licznik w tej aplikacji i wszystkie dane wpisywać od początku. Dobrze, że jeszcze nie pracuję nad wyzbyciem z siebie lenia bo nie wiem co by się stało gdybym już taki nie był.
Muszę jeszcze wspomnieć o tym, że cały czas byłem głody. Zjadłem wszystkie kanapki, kupiłem trzy babeczki, po powrocie z apetytem zjadłem pierwsze oraz drugie danie obiadu chociaż zazwyczaj było mi niedobrze na samą myśl o jedzeniu. No chyba, że w grę wchodziło KFC, McDonald's, jakiś kebab czy nawet pizza. Ale zwyczajne obiady – fuu.
Nie mam pojęcia czy jutrzejszy dzień będzie łatwiejszy do zniesienia czy wręcz przeciwnie. Myślę że po trzech, czterech dniach już na pewno odmawianie papierosa będzie przychodziło z coraz większą łatwością. Ale przez najbliższy czas nie będę wychodził wieczorem ze znajomymi aby nie kusić losu. Na pewno lżej mi będzie jak zajmę swoje myśli serialami, grami czy pisaniem bloga niż gdybym miał siedzieć w parku i patrzeć jak co jakiś czas, wszyscy wokół mnie zaciągają się tytoniem.
Żeby łatwiej przetrwać ten miesiąc, pobiorę w PDF'ie książkę „Łatwy Sposób na Rzucenie Palenia” Allen'a Carr'a. Nie wiem czy to w jakikolwiek sposób pomoże ale podobno większość osób po przeczytaniu jej nie wraca do palenia więc warto tam zajrzeć. W następnym wpisie opowiem czego się z niej dowiedziałem, a na razie biorę się za czytanie.
Napiszę jutro, xoxo

Share this:

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz